Pierwszy weekend w Caraca´h (Wenezuelczycy podobnie jak Andaluzyjczycy rzadko kiedy zaprzataja sobie glowe wymawianiem "s") za mna. Sobota i niedziela przebiegly zdecydowanie spokojniej od piatku. Chlopaki troche mnie powozili po miescie pokazujac zarowno luksusowe dzielnice rezydencjalne jak i otaczajace miasto "barrios", do ktorych lepiej samemu sie nie zapuszczac. Zwiedzilismy tez: kilka centrow handlowych - niczym sie nie roznia od amerykanskich czy nawet naszych rodzimych odpowiednikow, kino - "Zbrodnia doskonala" z Anthony Hopkins`em (polecam), areperie - gdzie sprobowalem lokalnego przysmaku, czyli podobnej do kebaba arepy, stacje benzynowa - gdzie za 3000 bolivarow zatankowalismy 42 litry wachy (1USD oficjalnie = 2150 bolivarow, 1 USD czarnorynkowy = 4500 bolivarow), oraz dom Emilio, ktory obchodzil wlasne swoje 30 urodziny (Emilio, nie dom :)). Na nude wiec nie moglem narzekac. Rowniez w niedziele sporo czasu spedzilismy ogladajac Rockiego II. Okolo 13:00 ze zmartwieniem przczytalem w gazecie, ze o 11:00 byl sie zaczal program "Alo presidente", w ktorym Chavez co tydzien wyglasza swe plomienne mowy do narodu. Chlopaki na to wybuchli smiechem i przelaczyli na wlasciwy kanal mowiac, ze to dopiero poczatek. I rzeczywiscie. Poznym popoludniem, jak juz bylismy dawno po obiedzie i zwiedzaniu miasta Antonio skaczac po kanalach radiowych namierzyl ciag dalszy monologu prezydenta! 6 godzin! Niebywale!
Na koniec pare slow o moich wspollokatorach, z ktorymi przyszlo mi mieszkac. Chlopaki maja po 30-kilka lat, nie jestem ich pierwszym chlopakiem z wymiany zagranicznej ;), tak wiec maja doswiadczenie pedagogiczne w opiece nad studentami. Ponadto sa bardzo pomocni i zyczliwi, dzieki czemu ma aklimatyzacja tutaj przebiega o wiele latwiej niz gdybym musial samemu do wszystkiego dochodzic (doslownie i w przenosni). W Wenezueli podobnie jak w Stanach bez samochodu jak bez prawej reki, tak wiec praktycznie wszedzie gdzie potrzebuje, jestem wozony. A ze benzyna jest tania i chlopaki lubia jezdzic - korzystam.
Lucas, 34, pochodzi z goracej Barcelony (tej wenezuelskiej). Tam tez mieszkaja jego zona i 2-letnia corka. Przez 10 lat prowadzil zajecia na uniwersytecie z coporate finance, a dzis mial miec rozmowe w sprawie kolejnej pracy. Lucas zdecydowanie najwiecej swego czasu mi poswieca. Wielki szacun i pozdro.
Antonio, 3-, z Barquisimeto to potomek pary portugalczykow. Rowniez wyluzowany, chociaz ze wzgledu na to ze jego terenowym Fordem wszedzie sie rozbijamy - nie pija alkoholu. Antonio pracuje w firmie konsultingowej i z tego co zrozumialem pomaga wdrazac firmom mocno lansowane przez obecne wladze koncepcje "responsabilidad social", w ramach ktorych czesc swoich zyskow firmy maja przeznaczac na cele spoleczne.
Larry, 3-, to pochodzacy z gorzystego i porosnietego dzungla niebezpiecznego pogranicza wenezuelsko-kolumbijskiego typ o azjatyckich rysach twarzy. Z Larrym mam najslabszy kontakt, bo po pierwsze - jest najmniej rozmowny, a po drugie - przy wymowie nie otwiera zbytnio buzi, tak wiec nasze rozmowy ograniczaja sie w zasadzie do pojedynczych slowek, albo moich monologow. Mimo tego Larry tez jest spoko.
Jacek, 23, z Warszawy, to polak z krwi i kosci. Na http://www.jaceks.gsi.pl/ wiecej info na jego temat :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz