poniedziałek, 22 października 2007

Pocalunek - trunek - srunek

Telefon za sciana dzwoni uporczywie. Kazdy kolejny jego dzwonek coraz intensywniej drazni swiadomosc, ktora w koncu osiaga mase krytyczna. Otwieram oczy. Na podlodze przy lozku kubek wody w roztropnie pozostawiony w zasiegu reki pare godzin wczesniej. Lub jeszcze poprzedniej nocy. Pelny. Obok na stoliku komorka. Nie dzwoni. ¡Berga! Przeczuwajac najgorsze wpisuje nie mylac sie ani razu PIN (cztery zera :)) i zaspanym wzrokiem spogladam na zegarek. Jest sobota, 10:30.

Oczywiscie nie uslyszalem budzika dwie godziny wczesniej. Zrywam sie z lozka. Myjac zeby wysylam 2 smsy. Mocno "wczorajszy" lece na spotkanie z grupa z iniciativa empresarial rzezbic nasz biznes plan. Mijajac cuchnace kontenery na smieci na przeciwko Los Erasos obiecuje sobie, ze juz nigdy wiecej nie dam sie umowic na sobote rano. Jednoczesnie probuje odtworzyc w pamieci zajscia poprzedniej nocy.

Saro, sycylijczyk z krwi i kosci i zarazem jeden z dwoch chlopakow przebywajacych obecnie na wymianie w IESA, juz od dluzszego czasu namawial mnie bysmy sie ktoregos dnia wybrali na miasto. Bez zbednego towarzystwa. Dobra okazja nadarzyla sie po tym, jak pewna Wenezuelka namierzyla Saro na facebooku i dala na siebie namiary. Miejsce piatkowego spotakania wydawalo sie oczywiste - centrum handlowe San Ignacio, zwane przez moich wspollokatorow sillicon valley (naprawde polecam b. ciekawy artykul na temat krzemu). Dlaczego? Tlumaczyc nie trzeba - zerknijcie na link. Wedle slow Antonio w San Ignacio "wsadzasz reke, wyciagasz 5". Antonio tez opowiedzial mi o pewnej strategii: W piatek wieczorem idziesz spac, jak Pan Bog przykazal o normalnej porze. Budzisz sie o trzeciej w nocy, szybki prysznic, zabki rachu-ciachu, dezodorant pod pachy, koszula z kolnierzem i dalej samochodem do San Ignacio. O 4 nad ranem, cale towarzystwo co mialo mile spedzic czas juz sobie poszlo, na placu boju pozostaly zas jedynie wyraznie rozweselone spozytym alkoholem, zataczajace sie panienki rozmiaru D, E, F, G (przed chwila sprawdzilem w googlu ;), z ktorymi Tête-à-Tête to czysta przyjemnosc. I nie tylko.

Ale do rzeczy. Juz na miejscu o polnocy, okazalo sie, ze caly plan sie sypie, bowiem Wenezuelka cos tam zaczela sie krzywic, z kolezankami sie poklocila i nie miala ochoty sie spotkac z obcymi chlopakami. Saro rzucil na szale caly swoj autorytet, wyslal znajomego taksowkarza i nawet zamienil kilka slow z mama dziewczyny i dopial swego.

Godzine pozniej mile sobie konwersowalismy z milo 21-letnia Navioli, zdecydowanie mlodsza od dziewczyn/kobiet, z ktorymi mamy do czynienia na codzien (tak jak pisalem przedzial wiekowy na IESA to ok. 25-35 lat lub w przypadku kursow MBA jeszcze wiecej). Tatata... trelefele... co ty powiesz... itp. Czas nagle doznal przyspieszenia w okolicach czwartej (dokladnie jak to mowil Antonio). Stolik obok ze zdecydowana asymetria plciowa ;) juz wyraznie byl pod wplywem. Ja z reszta tez. Gdy wrocilem z klopa, Saro lekko zdziwiony powiedzial mi, ze podczas mojej nieobecnosci dostal buziaka od Navi. Hmmm... Wkrotce po tym jedna z wstawionych dziewczyn idac na parkiet kiwnela na mnie palcem. Dlugo sie nie wahalem. Minuta lub dwie goracego tanca i stalo sie cos, po czym musialem chwile ochlonac. Poczulem sie, jakbym nagle dostal w morde i musial ochlonac... Bo i rzeczywiscie dostalem w morde. Buziaka. I to wcale nie bylejakiego. Claudia nastepnie rzucila sie w wir ludzi, a kolezanka - pewnie bym sobie zbytnio nie wyobrazal - uprzejmie zwrocila uwage, ze sa niby razem. Na pytanie, dlaczego w takim razie sie nie pocaluja jednak nie odpowiedziala. Coz. Dziewczyny z zaproszenia do naszego stolika nie skorzystaly i z reszta wkrotce cale towarzystwo obok chwiejnym krokiem zmylo sie z San Ignacio.

Wrocilem do domu, Navi zas pojechala z Saro. Ciag dalszy historii uslyszalem dnia nastepnego, w kazdym razie nie nadaje sie na publikacje w blogu...

Moj komentarz? OK. Nie jestem przesadnie konserwatywny, ale na Boga, na pocalunek trzeba sobie zasluzyc. Na tiki-tiki podobnie. Nawet "sycylijczyk z krwi i kosci" po tym jak wykorzystal do cna okazje (a raczej okazja mu nie pozostawila wyboru), stwierdzil, ze tak nie powinno byc...

CDN :)

Brak komentarzy: