Na parrilla u Sandry w niedziele zostalem wkrecony oczywiscie poprzez Lucas'a i Antoniego. Wczesniej pomagalem troche przy zakupach i obobce miesa, podczas ktorej okazalo sie, ze mamy w domu swietnego kucharza :) Na imprezie obzarlem sie "jak dzika swinia", gdyz od rana chodzilem glodny. Od przyjazdu generalnie ciagne na jednym sniadanio-obiedzie i jogurcie dziennie a wczoraj np. na jednej sniadanio-obiado-kolacji (Niestety, aby byc w stanie zjesc obiad na IESA o wyjatkowo dla mnie wczesnej porze (12-14), nie moge o 10 zjesc sniadania. O 18 zas mam zwykle zajecia i bedac w domu o 22, nie czuje wiekszej potrzeby).
Spotkanko, owszem sympatyczne, aczkolwiek bardzo mnie denerwuje i boli, iz nadal jezyk potoczny stanowi dla mnie bariere nie do pokonania :/ Niestety malo prawdopodobne, by udalo mi sie w najblizszych miesiacach na tyle osluchac, bym byl w stanie nadarzac za rozmowa. Parrilla zakonczyla sie niemilym akcentem. Podczas dyskusji o pilce noznej podpity Rafa poklocil sie o liczbe obroncow jakiej druzyny (3 czy 4?) i na tyle sie wkrecil, ze chcial sie bic z niezwykle spokojnym i rozwaznym Lucasem, za co oczywiscie zostal wyrzucony z domu nim doszlo do rekoczynow.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz