wtorek, 16 października 2007

Mapy


Nie wiem, czy to jest zarazliwe albo smiertelne, ale mam taka dziwna przypadlosc. Mianowicie ogarnia mnie dziwny niepokoj, kiedy jestem po raz pierwszy w jakims nieznanym miejscu i nie potrafie sie zlokalizowac na mapie. Czuje sie wowczas troche jak zwierz, na ktorego szykuja pulapke lub jak dziecko zagubione w centrum handlowym.

Otoz musze sie przyznac, ze od 3 tygodni az do dzisiaj ani razu nie wyszedlem samemu - jak to sie mowi - "na miasto". Poza oczywistoma powodami jak niebezpieczenstwo na ulicach, fatalny system komunikacji miejskiej oraz niewielka liczba "must see places", powaznym i prozaicznym zarazem czynnikiem ograniczajacym mnie byl brak mapy oraz przewodnika po miescie. Problem mapy probowalem juz wczesniej rozwiazac w kilku ksiegarniach, jednak oferowane mi produkty delikatnie mowiac nie zaspokajaly moich potrzeb. Znajomi mowili, ze najlepsza mapa miasta to "Google Earth"...

Nie zrazony tymi negatywnymi bodzcami pytalem dalej, az dowiedzialem sie ze gdzies na przedostatniej stacji metra owszem sprzedaja mapy. I rzeczywiscie. Wziadlem w zatloczona camioneta, ktora przez permanentne korki jechala wolniej niz krew z nosa, a nastepnie w wybudowane przez Francuzow metro, gdzie cyknalem zdjecie jednemu z wielu propagandowych plakatow.



W drodze powrotnej miasto dalo mi nauczke, W godzinach szczytu zapchane camionety nawet sie nie zatrzymuja na przystankach.. tfu... przeciez tu nie ma oficjalnych przystankow... nie zatrzymuja w miejscach, gdzie czekaja ludzie. Gdy w koncu wsiadlem, oczywiscie okazalo sie, ze to nie ten bus i wywiozlo mnie nie specjalnie tam dokad chcialem.

Ale najwazniejsze, ze moj nowy nabytek dumnie zawisnie na scianie i w polaczeniu z przewodnikiem Lonely Planet, ktory rowniez dzisiaj po godzinach ciezkich bojow wydrukowalem, rozpoczna nowy etap eksploracji Wenezueli. Na razie palcem po mapie, ale w przyszlosci... :)

Brak komentarzy: