Wczoraj po powrocie do domu poprosilem chlopakow, by mi po krotce skomentowali kazdy z artykulow poprawki konstytucyjnej. Przyznam szczerze, ze powoli otwieraja mi sie oczy na powage obecnej sytuacji politycznej w Wenezueli. Ale o tym w kolejnym poscie. Od rana bowiem w Caracas (i nie tylko) trwa kolejny dzien protestow studentow przeciwsko reformie.
Gdy rano wlaczylem telewizor stacje telewizyjne nadawaly transmisje z marszu studentow w strone Tribunal Supremo de Justicia. Nota bene przechodzili wowczas przez dolna czesc San Bernardino, kilka przecznic ponizej miejsca w ktorym mieszkam. Zerknalem na zegarek, zgasilem telewizor, wciagnalem krotkie spodenki i wybieglem z domu w strone zielonej gory Avila pocwiczyc przed niedzielnym maratonem. Dzungla, gigantyczne bambusy, cale Caracas jak na dloni, jakis chudy i zasapany Kenijczyk konczacy bieg - wystarczy sie oddalic o 400 metrow od domu, by trafic do zupelnie innego swiatu. Wracajac jednak do watku: Ponad godzine pozniej swiezutki i pachnacy ponownie wlaczylem telewizor. Wszystkie stacje rzadowe i opozycyjne (w sumie z 6) pokazywaly akurat tlumy studentow spokojnie oczekujacych przed gmachem trybunalu sprawiedliwosci oraz relacje z przyjecia ich reprezentantow przez przewodniczaca trybunalu. Trzeba nadmienic, iz po raz pierwszy w ostatnich dniach postulaty studentow zostaly wysluchana przez kogos z wladz i po raz pierwszy manifestacja miala pokojowy charakter. Fakt ten zostal zgodnie doceniony przez reporterow stacji z obydwu stron barykady.
Ciagu dalszego nie byloby zapewne, gdyby nie mecze Ligi Mistrzow, ktore chcialem obejrzec po poludniu. Tak sie zlozylo, ze zostalem sam w domu bez jedzenia i bez piwa (i bez zajec w srody), w zwiazku z czym postanowilem wyskoczyc na dol San Bernardino po szybkie zakupy: jogurciki, piwo, chipsy, itp. Kilkaset metrow przed supermarketem natknalem sie na gigantyczna rzeke ludzi wracajacych spod trybunalu. Jakze wspanialy widok! Ludzie w moim wieku (troche mi tego brakuje na IESA), studenci, weseli, usmiechnieci, dziewczyny odziane w flagi narodowe, chlopaki niosacy transparenty, salsa nadawana z glosnikow "manifesto-wozu". Slowem: Spoko loko luz i spontan - jak to sie mowilo pare miesiecy temo. Zadnych ekscesow, zadnej przemocy, kilku policjantow w asyscie. Wkurzony na siebie za brak aparatu w plecaku w koncu zdecydowalem sie zagadac jedna z dziewczyn robiacych zdjecia i poprosic, by mi je przeslala w wolnej chwili. Oto one (Muchissssimas gracias, Andy!!!):
Z tlumem przeszedlem sie jedynie krotki fragmencik, potem niestety musialem odbic do supermarketu. Tam kolejny raz widzac polowicznie puste polki pozalowalem braku aparatu. Nastepnie udalem sie do Maka na obiad, gdzie... El coño de la madre!... przede mna w kolejce stalo dwoch policjantow z prewencji z wypasionymi maskami gazowymi przewieszonymi przez ramie. Zdesperowany zdjecie cyknalem komorka. Jedna z pan spytala panow, czy dzisiejsza demostracja byla spokojna, na co oni popijajac kole odparli, ze owszem, ze poza jedna grupka wracajaca spod trybunalo bylo spokojnie.
Z pelnym brzuchem wtoczylem sie na gore San Bernardino. Otwieram browara, odpalam telwizor, a tam wojna! Studenci biegaja chaotycznie, ktos czyms rzuca, ktos idzie z rozbita glowa, cos sie pali, policja nie interweniuje. Niemozliwe! - mysle. Wkrotce zaczynam rozumiec sens komentarzy. Po powrocie na kampus Universidad Central de Venezuela studenci ponoc zostali obrzuceni roznymi przedmiotami okien gmachu Szkoly Pracy Spolecznej przez grupe zwolennikow rzadu, ktorzy wczesniej przedostali sie na teren uczelni. Rozgorzala bitwa na cegly i kamienie w wyniku ktorej 9 osob odnioslo rany, z czego u 2 rany postrzalowe! (BTW - Lucas, ktory przez 10 lat uczyl na uniwersytecie, mowi, ze bron wsrod studentow to nic nadzwyczajnego). Policja ostatecznie nie dostala zgody rektora na wkroczenie na teren campusu, ale napieta sytuacja - relacjonowana przez wszystkie kanaly a nawet CNN en Español - zostala w jakis sposob ugaszona.
W tak zwanym miedzyczasie stacje panstwowe (= prorzadowe), przerzucily sie na relacjonowanie przemowienia prezydenta gdzies z pogranicza departamentow Carabobo i Aragua. Jak to Chavez ma w zwyczaju przemawial w plenerze do zgromadzonego pod namiotem ludu i zachwalajac jeden z nowych artykulow konstytucji zachecal do glosowania na tak 2 grudnia. Mowil pieknie, ciekawie, w prosty sposob i z ta niesamowita hipnotyzujaca moca i niebywala pewnoscia siebie. Czlowiek sluchajac Chaveza, mimowolnie mysli: "Cholera, ten gosciu musi miec racje". I daje sie poniesc wyobrazni, gdy kamera zostaje wykadrowana na zielone pola i wzgorza, a Chavez opowiada, jak tu na zboczu widzi jedno osiedle, tam dalej druga komune, tu gdzie bagno bedzie niegdys przejezdzal pociag, a na polu na pierwszym planie, ktore niegdys nalezalo dla prywatnej firmy wyzyskujacej pracownikow jak niewolnikow, bedzie siana wspolnymi silami kukurydza... Serio. Trudno sie oprzec. Chavez z reszta bardzo zrecznie przemawia, daje czesto zabrac glos zwyklym ludziom, slucha ich pochlebnych opinii, potem zegna sie czule wsrod okrzykow poparcia i pol godziny pozniej telewizje pokazuja go machajacego czerwonym tlumom z manifesto-wozu. I nie ma w tym zadnego przymusu, zadnego spedu, jak u nas niegdys na 1 maja. Ci ludzie go naprawde uwielbiaja i to widac golym okiem!
A studenci? Studenci kolejny dzien protestuja. I w Caracas i w innych czesciach Wenezueli. Co ciekawe, dzis (czwartek), prorzadowe stacje telewizyjne pokazywaly plomienne mowy przedstawicieli uniwersytow boliwarianskich, ktorzy odcinali sie od burzuazyjnych Universidad Central de Venezuela, Universidad Católica i innych, proszac wladze o stanowcza i zdecydowana reakcje, by referendum konstytucyjne moglo sie odbyc zgodnie z planem 2 grudnia 2007 roku i w pokojowej atmosferze.
1 komentarz:
Widzę Jaco, że na brak nudy to TY nie narzekasz ;) Trzymaj się tam bezpiecznie.
Pozdro
Wooky
Prześlij komentarz