niedziela, 11 listopada 2007

Bieg Niepodleglosci

Dzis mija dokladnie rok odkad po piecdziesieciu ciezkich minutach i dziesieciu kilometrach drogi kompletnie wykonczony przekroczylem mete warszawskiego Biegu Niepodleglosci. Dobrze pamietam ten maraton. Pizgalo wowczas jak w kieleckiem, na slupku ledwie 6 kresek, a ja z trudem lapiac oddech na potwornie dlugiej i nudnej jak flaki z olejem ul. Sobieskiego liczylem kladki i pytalem sie: ile jeszcze?

Dziwnym zbiegiem okolicznosci rownolegle z polskimi obchodami Dnia Niepodleglosci w 8 stolicach Ameryki Poludniowej (Caracas, México DF; Bogotá, Quito, Lima, Santiago, Buenos Aires, Monte Video, Sao Paulo*) firma Nike zorganizowala bardzo podobny do warszawskiego "Nike Run Amerika 10k Maraton". Do caracaskiego (?) biegu przystapilo 10.000 osob. Oczywiscie nie bylbym soba, gdybym pomimo zeszlorocznych wspomnien nie wzial udzialu w takiej imprezie ;)

Z powodu szerokosci geograficznej i niemilosiernego slonca za dnia start zaplanowano na 7:30 rano. Wstajac przed szosta za cholere nie moglem sobie wytlumaczyc, dlaczego zgodzilem sie zarwac pol nocy, przechodzic godzine meczarni, zarwac pol niedzieli i na dodatek zaplacic za te "przyjemnosc" 45.000 bolos. Pomimo tego dzisiejszy bieg przebiegl (maslo maslane) w calkiem sympatycznej atmosferze z nastepujacych powodow:
1) jakims cudem nie "zajechalem sie" jak przed rokiem
2) na trasie serwowano drinki
3) na 1. kilometrze przy zejsciu do tunelu i propagandowych graffiti caly peleton zaczal nagle skandowac "¡No!¡ A la reforma!"
4) na 4. kilometrze mijalismy wracajacego pierwszego z Kenijczykow
5) na 6. kilometrze wyprzedzalem czlowieka o kulach z jedna noga
6) na 7. kilometrze nikt nie zmarl - jak przed rokiem :/
7) na 9. kilometrze swietnie zorganizowano finisz - lekko pod gorke przy muzyce ATB "Don't stop" a potem dlugi zjazd do mety.







---------------------------------------------

Z "politycznej" beczki polecam swiezutki filmik prosto ze szczytu iberoamerykanskiego w Santiago de Chile, gdzie na oszczerstwa prezydenta Chaveza pod adresem bylego premiera Hiszpanii Aznara ("Aznar to faszysta") zdecydowanie zaregowal Zapatero a przede wszytkim krol Juan Carlos. Hiszpanski monarcha kazal sie zamknac Chavezowi ("¿Por qué no te callas?"), a gdy ziom Chaveza - prezydent Nikaragui Ortega - przemawial slac zarzuty pod wzgledem Hiszpanii krol wstal i po prostu wyszedl ze spotkania:

King Juan Carlos to Chávez: "Por qué no te callas" (Shut up)

2 komentarze:

Piotrek pisze...

A jak wyglada sprawa biegania i innych sportow na miescie? Jasne, ze pogoda pewnie nie zacheca, ale czy poza uciekajacymi przed bandytami widac jakichs biegajacych, grajacych w pilke, czy robiacych cokolwiek inego niz baseball, o ktorym wspominales??
W pakistanie zrozumialem czemu tam tak popularny jest krykiet - jest to jeden z niewielu sportow, w ktorym nie trzeba sie ruszac, z baseballem w wenezueli pewnie jet dosc podobnie :)

Jacek pisze...

Wiesz, troche mnie zastanawia, dlaczego do tej pory nie mialem specjalnie okazji zobaczyc "sportow miejskich". W centrum z cala pewnoscia brakuje odpowiedniej infrastruktury (szkolnych boisk, placow, itp), a po drugie wszystko w Caracas jest ogrodzone i ciezko czasami dostrzec, co sie znajduje za ogrodzeniami. Wsrod wyzszych sfer znacznie bardziej niz u nas popularny jest golf.

Calkiem sporo ludzi rowniez korzysta z atrakcji pobliskiej Avili oraz przyleglej do niej trasy "Cota Mil", ktora jest w niedziele zamykana dla ruchu. Wylegaja wowczas setki rowerzystow, biegaczy i spacerowiczow. Swietny pomysl.

W mojej dzielnicy nikt nie biega, ale 10.000 osob na maratonie stanowi calkiem przyzwoity wynik i sadzac po smuklych kobitkach i wyprofilowanych lydkach facetow ludzie biegaja :)