Za 2 godziny ostatecznie opuszczam Caracas, wpierw jadac na weekend do Méridy z Czechami i Rafaelem, a potem juz samotnie: Kolumbia, Ekwador, Peru, Lima i home sweet home Terminal 1 Warsaw Frederic Chopin Airport 12 lutego o 11:40. Postaram sie z trasy nadal nadawac jakies znaki zycia, niemniej jednak na kolejna relacje ze stolicy Wenezolandii trzeba bedzie poczekac do 22 IV 2008, kiedy to wedlug wstepnego harmonogramu poprowadze na SGHu slajdowisko poswiecone temu krajowi. Tydzien wczesniej zas zaprezentujemy nasze zdjecia z Peru.
A czym dla mnie bylo te prawie pol roku w Ameryce Poludniowej? Przygoda zycia. Pewnie ostatnim momentem mojej beztroskiej mlodosci. Wolnoscia. Podobnie jak 1,5 roku temu w Hiszpanii zegnajac sie zastanawiam sie nad tym, ze czlowiek odjezdza, a zycie w Madrycie, czy w Caracas bedzie toczyc sie dalej swoim torem. IESA przyjmie kolejnych studentow, w naszym "la mansion" Czeszka zajmie zupelnie miejsce El Polaco, Caracas nadal bedzie zmagal (zmagala! wczoraj odkrylem, ze po hiszpansku Caracas jest rodzaju zenskiego) sie ze swoimi problemami, a Wenezuela z Chavezem ;)
A mnie juz nie bedzie. Bede w innej rzeczywistosci.
I niestety czlowiek ma tylko jedno zycie. Musi wybrac. Jesli Warszawa, to nie Madryt i nie Caracas. Jesli Madryt, odpada Polska i odpada Wenezuela. Jesli Caracas, Madryt wypada z gry, a Polska znajduje sie na spalonym. Nie da sie miec wszystkiego na raz. Nie da sie trzymac dwoch ani trzech srok za ogon. Dlatego tez wydaje mi sie, ze nalezy to jedno dane nam zycie wykorzystac ile sie da. Probowac. Doswiadczac. Cieszyc sie chwila.
Koniec filozofowania. Jeszcze raz dzieki za wsparcie, ktore od Was otrzymalem. Mysl, ze jest do czego i do kogo wracac, naprawde pomaga przejsc ten niezbyt przyjemny okrez pozegnan i rozstan. Do kolejnego posta! Za dwie godziny me voy pa´ Colombia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz