wtorek, 29 stycznia 2008

Bogotá

Kolumbia oraz jej stolica po 4 miesiacach pobytu w Caracas robia piorunujace wrazenie.

Po pierwsze, okazuje sie, ze jednak ten latynoski chaos da sie jakos ogarnac i opanowac, czego przykladem jest swietnie sprawdzajacy sie system komunikacji miejskiej (autobusy Transmillenio jezdzace po wydzielonych ulicach), wydzielone sciezki rowerowe, sprzatane smieci, itp.




Po drugie, bezpieczenstwo. W obliczu toczacej sie od dziesiecoleci wojny domowej bezpieczenstwo obywateli jest absolutnym priorytetem obecnych wladz, totez praktycznie na kazdym rogu w miescie stoja uzbrojone po zeby pary zolnierzy. Po zadbanym historycznym centrum spaceruja masy mlodziezy, w finansowej dzielnicy jak w kazdym cywilizowanym miescie podazaja chodnikiem tlumy garniakow, wojskowi i policjanci na tyle wzbudzajacy zaufanie, ze nawet mozna aparat wyciagnac i zdjecie zrobic. Do tego juz nie trzeba sie co 10 sekund odwracac, wieczorem wyglada na to, ze mozna spokojnie wyjsc na ulice i nie ma w tym nic zlego. Inny swiat.


Po trzecie, ludzie. Prawda jest, to co przyznaja Wenezuelczycy i o czym zapewnia na swych stronach przewodnik. Kolumbijczycy sa ludzmi niezwykle uprzejmymi, uczynnymi i towarzyskimi. Wszedzie "Si, señor", "A la orden", "Que desea?". Niestety, generalnie nie do porownania z powszechnym w Wenezueli olewnictwem i niekiedy chamstwem.

Po czwarte, jakos dziwnie brakuje czerwonych propagandowych graffiti, billboardow, hasel "construyendo socialismo bolivariano", wizerunkow Chaveza co 2 kroki... To tak mozna zyc?

Bogota mnie urzekla. Urzekla swa... normalnoscia.

1 komentarz:

EliS pisze...

Nie wierzę, "sprzątane śmieci"? To chyba jest nie możliwe w AP, przynajmniej tej, którą ja znam :) Ale fakt, że w Caracas czuliśmy się bardzo nieprzyjemnie, więc wszelka odmiana od jego atmosfery musi być fantastycznym uczuciem. Pozdrawiamy!