poniedziałek, 21 stycznia 2008

Dewaluacja

W nowy rok 2008 Wenezuela wkroczyla z pompa, pozbawiajac swa dotychczasowa walute trzech zer bedacych pamiatka po zakumulowanej w ostatnich latach inflacji. Operacja wymiany starego poczciwego boliwara na nowego boliwara zwanego w 6-miesiecznym okresie przejsciowym dla odroznienia "boliwarem mocnym" (bolivar fuerte) poprzedzona byla rozpoczeta w pazdzierniku kampania, w trakcie ktorej sprzedawcy zobowiazanie byli podawac ceny w dwoch jednostkach, a wladze haslami "Aquí hay fuerza!", "Una moneda fuerte, una economía fuerte, un país fuerte", staraly sie przekonac narod do sily nowej waluty.


Ekonomisci sa sceptyczni, czy przy obecnie rozdymanych wydatkach publicznych spowodowanych rekordowo wysokimi cenami ropy rzeczywiscie uda sie stlumic szalejaca inflacje (w 2007 r - 22,5%), aczkolwiek rozne modele makroekonomiczne potwierdzaja, iz najtanszym i najmniej bolesnym dla gospodarki sposobem walki ze spadkiem sily nabywczej pieniadza jest zmiana oczekiwan inflacyjnych. Inflacja wszak w duzej mierze ma podloze psychologiczne i opiera sie na racjonalnym przekonaniu, ze skoro w poprzednim okresie wynosila x procent, to nie ma powodow by w kolejnym roku nie podniesc cen lub nie zadac podwyzek o identyczne x procent. Wladzom wiec chodzi o wywolanie okreslonego efektu psychologicznego. Jesli ludziom sie wmowi, ze od 1 stycznia ceny za sprawa mocnego boliwara przestana rosnac, a narod kupi te bajke, faktycznie, inflacja spadnie.

A ze rzad boliwarianski naprawde troszczy sie o sile nowej waluty i ze z nowym boliwarem nie ma zartow, Wenezuelczycy mogli sie przekonac bolesnie 8 i 9 stycznia. Uderzenie przyszlo znienacka i niczym dewaluacja lub zamach stanu zaskoczylo narod przy porannej kawie.

Pech sprawil, ze 9 stycznia postanowilem wreszczie wyrwac sie z Caracas i ruszyc w droge na poludniowo-wschodni kraniec kraju zobaczyc najwyzszy wodospad swiata - Salto Angel - oraz slynne wenezuelskie tepui w Gran Sabana. Oczywiscie na wycieczke musialem zrobic pokazne zakupy jedzenia na kilka kolejnych dni spedzonych w gorach. Rano dziewiatego jak to zwykle z usmiechem na ustach udalem sie po gorace bagietki na sniadanie. Podszedlem pod piekarnie a tu kurtyna opuszczona, okna pozamykane, w srodku zywej duszy brak. Slowem - sklep nieczynny. Przed wejsciem kilka rownie zdezorientowanych osob, a na drzwiach przybity niczym plakat "WANTED" w amerykanskich westernach ponizszy afisz:


"ZAMKNIETE. Urzad Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Zamkniete z powodu zlamania artykulu 16, bla bla bla, ochrony ludowej, bla bla bla, dotyczacego spekulacji, bojkotu i jakiegokolwiek postepowania majacego wplyw na konsumpcje zywnosci i produktow objetych kontrola cen. (...) Tymczasowo zamkniete na okres: 1 dzien"

No coz - pomyslalem - chlopakom zapewne dostalo sie za sprzedaz mleka spod lady, ktore nota bene ze 2 razy i mi udalo sie dostac. Niewzruszony szybko przypomnialem sobie idee krolowej Marii Antoniny (Nie ma chleba? Niech jedza ciastka) i udalem sie do cukierni obok. Co zobaczylem? To:


Podobnie jak piekarnia, cukiernia zostala zamknieta na cztery spusty. Pobliski warzywniak - to samo. Osiedlowy minimarket - rowniez CERRADO - z tym ze ci musieli naprawde przeskrobac, bowiem dostali szlaban na cale 48 godzin.


Wojna z Kolumbia idzie, zmach stanu, czy co? Moje watpliwosci rozwial rzut oka na naglowki srodowych gazet. Poprzedniego dnia wladze wziely sie za masowa kontrole piekarni i innych sklepikow, czy oby przypadkiem nie sprzedaja towarow po cenach przekraczajacych ceny wyznaczone w oficlajnym biuletynie Ministerstwa Zywnosci. Efekt - handel detaliczny w srode zamarl zupelnie.

Poddac jednak sie nie moglem tak latwo z powodu wspomnianego wyjazdu i koniecznosci kupna jedzenia na kolejne dni w gorach. Ruszylem wiec zwawym krokiem w dol do supermarketu w centrum. Tenze musial bowiem byc otwarty, gdyz odkad przyjechalem, nie pamietam, by kiedykolwiek udalo mi sie w nim spostrzec jakikolwiek z powszechnie pozadanych produktow. I rzeczywscie. W "CADA" oprocz gigantycznych kolejek wszystko bylo po staremu - niby polki pelne, ale chocbys chodzil i tydzien miedzy regalami, nie znajdziesz podstawowych towarow: normalnego makaronu, jajek, oleju, masla, cukru, mleka, kurczaka, serow ani nawet czekolady. Bida z nedza. Kupilem wiec jakies ochlapy, a na sniadanie zmuszony bylem ulepic z maki i usmazyc swa pierwsza w zyciu arepe, najbardziej wenezuelskie z wenezuleskich dan:


Ze zwalczonym pierwszym glodem i spakowanym plecakiem ruszylem pedem na Terminal de Oriente w swa pierwsza samotna wielodniowa podroz po Wenezueli...

Brak komentarzy: