Ale zacznijmy od poczatku (konca ;):
Czwatek - Av. Bolivar, dziesiatki tysiecy ludzi manifestuja przeciwko reformie
Piatek - Av. Bolivar, gigantyczny wiec poparcia zwolennikow reformy
Sobota - cisza przedwyborcza. Zakaz zgromadzen, zakaz spozycia alkoholu, w "Sillicon Valley" wieje pustka i nuda. W restauracji nie chca nam sprzedac piwa, a gry zrezygnowani prosimy o Pepsi lub 7up'a dowiadujemy sie, ze maja jedynie "light". Nadchodza chude lata - myslimy. Po kolacji o 23:50 zalapujemy sie na ostatni seans kinowy. Biletow nie otrzymujemy, bo obrotne i przezorne kasjerki zabezpieczaja sie finansowo przed niewiadoma przyszloscia i wola nas przepuscic bokiem do prawie pustej sali.
Niedziela - od switu Wenezuelczycy ustawiaja sie w kolejkach do glosowania. "Szatanska" Globovisión na zywo nadaje relacje spod lokali wyborczych rozsianych po calym rozleglym terytorium kraju, ale wbrew obawom niektorych, glosowanie przebiega spokojnie i bez nieprawidlowosci. Od godziny 16 zamykane sa kolejno komisje wyborcze i zaczyna sie liczenie glosow. Wieczorem do obydwu sztabow trafiaja poufne informacje o wynikach. Studenci w wyraznych nastrojach do swietowania, w centrum chavistow sztuczne usmiechy i gadka-szmatka o zwyciestwie demokracji, bla, bla, bla. Po kraju krazy SMS o 59% glosow przeciw, a wedlug opozycji niektore zagraniczne media juz obwiescily porazke Chaveza (sprawdzilismy, ale nie natrafilismy na zadne potwierdzenie tej wiadomosci). Niektore kanaly rzadowe po dlugich godzinach mielenia wciaz tych samych informacji w koncu poddaja sie i nadaja koncert boliwarianskiej orkiestry, reportaz o misji Robinson i inne zapchajdziury. Globovision i CNN twardo mecza widownie wywiadami z kolejnymi ekspertami i publicystami.
Na ulicach w tym samym czasie glucha cisza. Raz tylko przejezdza parada motocyklow w czerwonych koszulach, ale generalnie wszelki ruch wieczorem zamiera. Nastroj napiecia i oczekiwania na oficjalne potwierdzenie spodziewanej porazki rzadu.
Mijaja godziny. Chlopaki z usmiechem pytaja sie, gdzie sa "gowniane fajerwerki p.....nych chavistow", ktore w poprzednich latach zawsze poprzedzaly ogloszenie wynikow. Globovision nadaje transmisje, jak pod siedziba centralnej komisji wyborczej atmosfera wyraznie sie zageszcza. Niecierpliwosc, znuzenie i rosnace obawy daja sie we znaki. Opozycjonisci i dziennikarze rzadaja natychmiastowego ogloszenia wynikow, ktore dawno powinny byc juz znane (w Wenezueli od kilku lat glosuje sie elektronicznie w specjalnych automatach do glosowania). Pojawiaja sie postulaty wpuszczenia do budynku oraz grozby ogloszenia nieoficjalnych wynikow. W pewnym momencie okolo pierwszej w nocy, na ekranie zaczyna roic sie od uzbrojonych zolnierzy. Wojsko zabezpiecza wejscie do budynku i przesuwa na bok krzyczacych opozycjonistow i dziennikarzy. Co sie stanie? Kiedy oglosza wyniki? Czy dojdzie do falszerstw i manipulacji? Czy nie zostanie uzyta sila? Same niewiadome. Sila rzeczy mysle wowczas o Polsce, polskiej mlodziutkiej demokracji i dziejowym szczesciu, jakie nas wreszcie spotkalo.
Przed wejsciem do budynku chwile chaosu. Szybko okazuje sie, ze Komisja ma wystapic z raportem. Raportem na temat frekwencji, czy pierwszym biuletynem z wynikami wyborow? W blyskach fleszy przewodniczaca wyglasza mowe powitalna, prosi narod o zachowanie spokoju i po serii formalnosci podaje do wiadomosci wyniki wyborow: Przeciw - 50,7%, Za - 49,29%...
Ciagu dalszego nie slychac, bowiem w calym Caracas w jednej chwili rozbrzmiewa huk petard i fajerwerkow. W okolicznych budynkach ludzie rzucaja sie na balkony, krzyczac, tanczac, gwizdzac i spiewajac. Petardy wzbudzaja autoalarmy. Autoalarmy - szczekanie psow. Szczekajace psy - nielicznych spiacych. Nowy Rok? - pytam sam siebie - czy moze nowa epoka?
Nie minely ostatnie echa petard, nie powrocily psy do swych bud, a we wszystkich kanalach telewizji pojawil sie Chávez na tle obrazu Bolivara. Zaczal spokojnie. Powital gosci, rzucil jakiegos dzolka po czym przeszedl do sedna sprawy. Prezydent uznal wyniki wyborow. Wytlumaczyl, ze tak dlugie oczekiwanie zwiazane bylo ze stopniowym naplywem glosow i minimalnymi roznicami w wynikach. Przyznal, ze chociaz wplynelo dopiero 90% glosow, nie wystawi Wenezuelczykow na kolejne godziny i dni czekania na naplyw recznie liczonych glosow z kraju i zagranicy w sytuacji, gdy statystyka i tendencje nie daja szans na zmiane wyniku (tutaj aluzja do pamietnego pojedynku Bush - Gore). Chávez pozdrowil tez swego zamorskiego przyjaciela slowami "Fedel! Hello Mr. President! How are you? I am fine", oscentacyjnie demonstrujac swe dobre poczucie humoru i ulge po ogloszeniu wynikow. Podnoszac raz to niebieska ksiazeczke z obecnie obowiazujaca konstytucja i raz swoja autorska czerwona, z ktora nie rozstawal sie w ostatnich miesiacach, zapowiedzial jednak, ze rewolucje nie zostala pogrzebana i tylko zostanie nieco inaczej rozlozona w czasie w ramach projektu i wizji Wenezueli zawartej w obecnie obowiazujacej wersji konstytucji. Za przyczyne przegranej prezydent uznal wysoka absencje jego zwolennikow. I rzeczywiscie, porownujac wyniki z wynikami wyborow prezydenckich widac dokladnie, ze o ile liczba przeciwnikow Cháveza jest stala, to z 7 do 4 milionow spadla liczba glosow jego popierajacych. Na koniec Chávez stwierdzil, ze zwyciezyla demokracja, a nawiazujac do puczow w 1992, 2002 i strajku w 2002 r. przypomnial, ze pozorne porazki oznaczaja jedynie odlozenie w czasie niektorych projektow. Swa krotka, 45-minutowa mowe zakonczyl tradycyjnie slowami: "Patria, socialismo o muerte! Vencerémos!" (Ojczyzna, socjalizm lub smierc. Zwyciezymy!.
PS - Dzis przy obiedzie slyszalem opinie, ze referendum i tak bylo sfalszowane. Osobiscie nie mam takiego wrazenia. Osobiscie stawiam Chávezowi plusa za swoja postawe. Zwloka z ogloszeniem i uznaniem wynikow do rana lub poludnia dnia dzisiejszego moglaby byc bledem, ktory by Wenezuele bardzo drogo kosztowal. I stwierdzam to calkowicie powaznie.
Larry pozujacy przed lista oraz Wafaa po wyjsciu z lokalu wyborczego:
4 komentarze:
A zastanawiales sie czemu Chavez nie sfalszowal wyborow?? Czy nie ma wystarczajacego poparcia wojska, sasiadow (castro i ortega pewnie za duzo nie znacza, ale inni chyba moze nie tak zarliwie, ale tez go lubia?). A moze byl tak pewien zwyciestwa, ze nie chcial ryzykowac zarzutow falszerstwa??
Musze przyznac, ze mowa chaveza (widzialem jakis 2 minutowy skrot) zrobila na mnie spore wrazenie, tak latwo pogodzil sie z porazka i prawie ze uznal ja za sukces.
Zwlaszcza w porownaniu z wyborami w Rosji 99,4 % poparcia w Czeczenii przy 99% frekwencji, to chyba troche przgiecie. Zwlaszcza, ze prezydent tego regionu obiecal taki wynik w wywiadach pare tygodni wczesniej.
Swoja droga to ciekawe, ze demokratyczna wenezuela jest tak krytykowana na swiecie, a sytuacja w Rosji nikt sie nie przejmuje, przeciez tu tez maja troche ropy.
A jak impreza, na ulicy troche sie dzialo, chyba nie przesiedziales w domu ??
Ulica mowi, ze do uznania porazki Chaveza zmusili wlasnie wojskowi. Trzeba pamietac, ze chociaz prezydent wywodzi sie ze srodowisk militarnych, w 2002 roku to wlasnie wojsko go usunelo. Po drugie, w prawie kazdym kraju Ameryki Poludniowej armia zawsze ma oko na biezacej sytuacji politycznej. Ktos mi niedawno powiedzial, ze rowniez w Wenezueli, ktora paradoksalnie na tle kontynentu wyroznia(la) sie tradycjami demokratycznymi, niby to obywatele wybieraja, prezydent rzadzi, ale zawsze jak przychodzi co do czego, to wojsko ma ostatnie slowo do powiedzienia.
Ulica (a raczej kregi z ktorymi mam do czynienia) mowi tez, ze wybory i tak byly sfalszowane, bo realna przewaga opozycji byla wieksza.
Trudno mi sie odniesc do tych plotek, bo po prostu za slabo znam realia tego kraju, ale zastanawiajace jest, jak latwo ludzie z ktorymi rozmawiam daja wiare takim informacjom. Wszyscy niby chodza glosowac, co dlugo widac po naznaczonych fioletowych palcach, a jednak malo kto wierzy, ze jego glos zostanie uczciwie policzony. W skali kraju przeklada sie to na chroniczna nieufnosc i wyksztalcenie czegos takiego jak oczekiwania wyborcze, ktore podobnie jak z oczekiwania inflacyjne bardzo ciezko sie walczy.
A co do Twego ostatniego pytania odpowiem innym pytaniem retorycznym: "Zartujesz???". Moze nie do konca dobrze opisalem wydarzenia, ale ulica tamtego dnia (i nocy) zamarla. W San Bernardiono po nocy nie wychodzi sie na ulice. Tym bardziej w dniu porazki chavistow. Nagralem krotki filmik z balkonu, na ktorym pustka ciemnosc i cisza ulicy oraz pobliskiego barrio uderzajaco kontrastuje z rozentuzjazmowanymi okrzykami ludzi rzucajacymi petardy z balkonow. W moim przekonaniu ogloszenie wynikow tak pozno w nocy mialo w zalozeniu tez zniechecic ludzi do swietowania na ulicy i przez to zminimalizowanie mozliwosci roznych zajsc i starc obu obozow.
"abstynencje jego zwolennikow" Chyba nie to słówko na a.... ;)
A post bardzo ciekawy :) Jak większość Twoich z Wenezueli. Tak trzymaj Jaco!
Juz poprawilem. Glodnemu chleb na mysli :P
Prześlij komentarz