piątek, 7 grudnia 2007

Salsa, reggaeton, merengue

"W Wenezueli facet, ktory nie tanczy, nie ma zycia". Gustavo oczywiscie troche przesadza, bo trudno zaprzeczyc istnieniu ulamka Wenezuelczykow i Wenezuelek nietanczacych. Zycie jest, ale co to za zycie? W Wenezueli bowiem - jak na karaibski kraj przystalo - taniec odgrywa istotna, nieporownywalnie wieksza niz w Europie role w kontaktach towarzyskich. Na tutejszych parkietach bezapelacyjnie kroluja trzy gatunki muzyki: piekielnie trudna salsa, nieco bardziej "plebejski" merengue oraz uwodzicielski reggeaton. Do tego czasem dochodza inne karaibskie rytmy, ktore generalnie polegaja na zataczaniu tylkiem coraz szybszych koleczek az do osiagniecia nieslychanie ekscytujacego efektu drzacego ciala (w wydaniu kobiecym) :P

Oczywiscie zdecydowana wiekszosc tancow - w odroznieniu od Europy - tanczy sie w parach, co dodaje calej zabawie smaku, a w przypadku takich dwoch lewych nog jak ja - dodatkowej porcji adrenaliny. Bycie obcokrajowcem z zimnej polnocy zdecydowanie nie pomaga wkrecic sie (doslownie) w karaibskie klimaty, ale tez stanowi poniekad dobre usprawiedliwienie, gdy nadepnie sie noga nie tam gdzie trzeba ;) Co ciekawe, o ile wczesniej wydawalo mi sie, ze zdolnosc do tanca w Wenezueli jest wylacznie kwestia goracej krwi i klimatu, o tyle dzis juz wiem, ze niektorzy wysmienicie tanczacy koledzy maja za soba kilkanascie dobrych lat praktyki takiej salsy. Pisze "koledzy", bo nie oszukujmy sie - dobry tancerz ladnie zatanczy z kazda dziewczyna, a nietanczacy facet nawet z najlepsza i najbarciej cierpliwa bailarina cienko wypadnie.

Ale najwazniejsze to sie nie zrazac, jak krecisz tylkiem i za cholere nie wygldada to ekscytujaco, a znajomi smiejac sie komentuja, ze brakuje ci smaru w stawach. W koncu nie chodzi o to by wymiatac, ale by sie dobrze bawic. Koniec i bomba, a kto nie tanczy ten traba :)

Brak komentarzy: