czwartek, 27 grudnia 2007

Wigilia

To byla niewatpliwie najbardziej wyrozniajaca sie Wigilia w moich krotkim 23-letnim zyciu. Moze nie najbardziej wzruszajaca, niezapomniana i uroczysta, ale z pewnoscia oryginalna. Zaczelo sie juz poznym rankiem. Ospalymi oczyma namierzylem wsrod stert rupieci wentylator. Bardziej niz wzrokiem instynynktem nastawilem pokretlo na "Power - 3". Pierwsza poranna wilgoc na mej skorze zostala skutecznie skontrowana. Powoli i ostroznie, by sie przypadkiem znow nie spocic oraz by nie nadepnac lub nie zahaczyc ktoregos z upchanych w ciasnym pokoju gratow, podnioslem sie z lozka i udalem sie do lazienki i "salonu", w ktorym do zycia przywracal sie podobnie jak ja - Rafael. Pisze w cudzyslowiu, bowiem dom rodzinny Lucasa (podobnie z reszta jak i Antonio w Barquisimeto) standardem zycia chyba zbyt wiele nie odbiega od typowego rancho - kilka falistych plyt aluminiowych narzuconych na pionowe sciany, male i zagracone pokoiki, czeste przerwy w dostawie (zimnej) wody, glosna salsa u sasiadow niemalze 24 godziny na dobe. Z bardziej wyrozniajacych sie elementow: wentylarory i telewizory z kablowka w kazdej z izb, Internet (o zgrozo szybszy niz w IESA) oraz duza ilosc ksiazek od klasyki zaczynajac po fachowe podreczniki finansowe.

Po wizytach u obydwu kolegow, zrozumialem, ze te uslyszane juz w Peru opowiesci o europejskich imigrantach, ktorzy przybywali na kontynent z pustymi rekoma, podejmowali sie kazdej roboty i ciezko pracowali, by dorobic sie kawalka chleba i dachu nad glowa nie sa fikcja. Na przykladzie Antonio i Lucasa (obaj po ukonczyli studia MBA) zobaczylem w praktyce, dlaczego drugie pokolenie europejskich emigrantow, bogatsze o doswiadczenia rodzicow oraz wychowane w kulturze pracy i przedsiebiorczosci osiaga najwyzsze pozycje w drabinie spolecznej krajow amerykanskich. Ten sam mechanizm dziala u nas w Polsce, gdzie skosnookie dzieci Azjatow pracujacych np. na Stadionie Dziesieciolecia (hmmm... to juz chyba przeszlosc) osiagaja w szkolach i na studiach ponadprzecietne wyniki.

Taka mala dygresja, ale musialem gdzies ja w tym blogu zamiescic, bowiem zaprawde zadzwiajace jest, jak duza czesc tutejszych przedsiebiorstw nalezy do potomkow imigrantow. Np. prawie wszystkie piekarnie w Wenezueli kontrolowane sa przez Portugalczykow i Antonio nawet bez pytania zawsze sie wita "Bom dia!" zamiast hiszpanskiego "Buenos dias!".

W kazdym razie 24 grudnia kobity Lucasa - mama, zona i coreczka - zostaly w domu pichcic, natomiast Lucas, Rafael (ktorego cala rodzina reemigrowala do Hiszpanii i podobnie spedzal swieta samotnie) i ja udalismy sie samochodem a potem lodka na jedna z kameralnych plaz w okolicach Barcelony:




Kompotu z suszu trzeba niestety bylo zastapic piwem, w mysl zasady ze "na bezrybiu i rak ryba" ;) Skoro juz o tym mowa, to stol wigilijny - jak sie okazalo po powrocie - wygladal znacznie skromniej niz polski, aczkolwiek typowo swiatecznych dan nie zabraklo. Zabraklo natomiast dzielenia sie oplatkiem, zyczen, koled, swiec, pierwszej gwizadki, zapachu choinki i pruszacego za oknem sniegu, czyli tego wszystkiego co sprawia, ze czlowiek juz od poczatku grudnia z niecierpliwoscia wyczekuja Swiat, a potem przez dlugie zimowe miesiace wspomina rodzinne spotkanie. Boze Narodzenie w Wenezueli to niewatpliwie bardzo ciekawe i niezapomniane doswiadczenie, ktorego bez watpliwosci nie zaluje, niemniej jednak w przyszlym roku z pewnoscia nie odpuszcze swiat u siebie w domu...

Na koniec nie moge sie powstrzymac od zamieszczenia zdjec z innych dwoch plaz, ktore zaliczylismy (to dlatego, ze po 3 miesiacach w Wenezueli dopiero teraz udalo mi sie troche poopalac) oraz krotkiego komentarza na temat samochodu Lucasa. Nigdy, przenigdy w zyciu nie kupujcie Hondy! Nie wiem, co to za model i ile ma lat, ale nie wyglada na samochod stary, a mimo to: lakier od slonca odchodzi ze wszech stron, nie dziala klimatyzacja, tylne szyby sie nie podnosza, wycieraczki rozmazuja wode, a w polowie drogi urwala sie rura wydechowa, przez co przez pare godzin meczacej jazdy glosniej bylo niz w ruskim czolgu. A dlaczego pisze o paru godzinach mimo zaledwie 280 km drogi pomiedzy Caracas a Barcelona? O tym przy okazji transportu w Caracas i generalnie w Wenezueli. Poki co zdjecia z plazy nr 1 (zwroccie uwage na dokujace tankowce w tle) oraz nr 3 czyli Playa de los Pescadores:


Brak komentarzy: