sobota, 9 lutego 2008

Granica

Granica ekwadorsko-peruwianska to jakas paranoja. Dwa kraje stoczyly ze soba trzy wojny o nieurodzajne pustynie i kawalek rownie malo uzytecznej dzungli i mimo iz dzisiaj oba narody zyja w zgodzie, poklosie wojen mozna obejrzec przekraczajac granice. Ekwadorski urzad imigracyjny znajduje sie na jakims odludziu kilka kilometrow za glownym miastem przygranicznym (Huaquilla). Podobnie ma sie polozenie peruwianskiego odpowiednika urzedu wzgledem peruwianskiego miasta (Tumbes). Granica zas przebiega w ktoryms niezauwazalnym miejscu, rownie daleko oddalonym od obydwu placowek. Na dodatek, by sie dostac na terminal w Tumbes, najpierw trzeba dojechac "pierdzi-kolkiem" (jak to wyglada - na slajdowisku) kawalek do prowizorycznego przystanku, gdzie zatrzymuje sie ten oto autobus:


Oczywiscie wszystkie miejsca (2 placowki graniczne, przejscie graniczne, terminal prowizoryczny, terminal glowny) sa oddalone od siebie nawzajem o kilka kilometrow, co stwarza wrecz idealne warunki dla dzialalnosci taksowkarzy-naciagaczy. Niewiedza i zwykle klamstwa doprowadzily mnie do straty co najmniej 3 dolarow na tejze smierdzacej gnijacymi resztkami organicznymi oraz nawiedzonej przez inwazje much granicy. Fe!!!

1 komentarz:

www.wrudychbutach.blogspot.com pisze...

Jaco, to najdurniej zorganizowane przejscie graniczne na jakim bylam. Nie da sie nie byc przekreconym. 3 dolary to naprawde niezle :)