Dostac sie do San Agustin stanowi niezla meczarnie dla... tylka. Mimo ze oba miasteczka dzieli okolo 150 km, autobus kreta i wyboista droga "mknie" przez dzungle jakies 6-8 godzin. Na miejscu jedna z glownych atrakcji turystycznych stanowi calodniowa wycieczka jeepem po miejscach ze wspomnianymi figurkami. Innymi slowy kolejne 6-8 godzin spedzone na wybojach. Mimo zmeczenia (a moze wlasnie z powodu zmeczenia) postanowilem udac sie jeszce tego samego dnia w nocna podroz powrotna do Popayanu. Podroz noca po tej trasie generalnie jest mocno odradzana przez moj przewodnik i jeszcze pare lat temu nalezala do jednych z bardziej ryzykownych w kraju. Zrobiwszy jednak wywiad srodowiskowy okazalo sie, ze obecnie partyzantow w tej okolicy juz nie ma i ze "spokojnie" mozna jechac. No wiec trzeba bylo mi jeszcze raz spiac poslady i poddac sie meczarniom, jednak tym razem z braku miejsc nie na siedzeniu lecz na skrzyni po piwie obok kierowcy...
Ponizej most na trasie Popayan-San Agustin oraz widziane przez dziure resztki poprzedniej wysadzonej przez FARC-istow przeprawy:
A skoro mowa o FARCu. Za doslownie 5 minut w calej Kolumbii odbeda sie marsze przeciwko przemocy, porwaniom i partyzantce. Lece wiec zobaczec popayanskie obchody. Zdjecia nastepnym razem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz