Wyjezdzajac na niemalze pol roku do Ameryki nie sposob bylo sie spakowac w jeden 71-litrowy plecak turystyczny, totez chcac nie chcac zmuszony bylem zabrac ze soba rowniez jedna walize z ciuchami i innymi gratami majacymi niewiele wspolnego ze zdobywaniem wulkanow i szalonymi autobusowymi podrozami po kontynencie. Waliza ta, rozmiarow najwiekszego dopuszczalnego bagazu podrecznego, od poczatku wyjazdu byla dla mnie kula u nogi i stanowila dla mnie nie lada problem zarowno na przelomie sierpnia i wrzesnia (kiedy podrozowalismy po Peru) jak i podczas powrotu z Caracas do Limy.
Pod koniec stycznia, w przededniu wyjazdu z Caracas upchnalem w nia wszystkie eleganckie ciuchy, ksiazki, dokumenty, pamiatki itp. i za posrednictwem DHLu wyslalem ja precz do Limy. Miala dotrzec w ciagu 3 dni do tutejszej centrali, a ja zaraz po przyjezdzie mialem przedzwonic do firmy i ustalic warunki odbioru, by juz zarowno z waliza jak i plecakiem odleciec do Najjasniejszej Rzeczpospolitej.
O godzinie 15:30 w sobote zglosilem sie osobiscie do pobliskiego oddzialu DHLu, tylko po to, by dowiedziec sie, ze centrala w soboty pracuje jedynie do 14, a w niedziele wcale w zwiazku z czym nie moga nic w tej sprawie zrobic. Sytuacja zaczela sie rysowac nieciekawie biorac pod uwage fakt, ze wylot mam w poniedzialek o 7:50 rano. Pani w okienku po moich prosbach i naleganiach zaczela wydzwaniac najpierw oficjalnymi kanalami, a gdy nikt nie odbieral nieoficjalnymi, probujac dowiedziec sie co z tym fantem zrobic i przede wszystkim - gdzie fizycznie znajduje sie moja waliza. Okazuje sie bowiem, ze super wyszukane "tracing&tracking" systemy sledzenia przesylek owszem pokazuja date i godzine, kiedy walizka zostala przyjeta w Caracas, kiedy trafila na tamtejsze lotnisko, kiedy wyleciala do Panamy, kiedy trafila do centrali w Limie i kiedy wpadla w rece celnikow, ale paradoksalnie nie potrafia odpowiedziec na pytanie, pod jakim adresem obecnie jest. Po godzinie wydzwaniania i konsultacji zostalem zapewniony, ze w niedzielny (dzisiejszy) poranek ktos sie ze mna skontaktuje w tej sprawie. Wracajac zas do hostelu jeszcze raz cisnienie mi podskoczylo gdy uswiadomilem sobie jeszcze jeden, baaaaaardzo istotny fakt - uznajac przesylke kurierem za bardziej bezpieczna niz towarzyszacy mi w podrozy przez Wenezuele, Kolumbie, Ekwador i Peru plecak, w Caracas moj bilet powrotny do Polski spakowalem przezornie do... walizki. Super. Ale to nie koniec historii.
Dzis, w niedzielne popoludnie ok. 17 z mocno bijacym sercem i drzacymi rekami przekroczylem prog hostelu. Walizy nikt nie dostarczyl. Nikt do hostelu nie dzwonil. I nikt z DHLu nic mi nie wyslal na maila. Juz o 17:30 bylem kolejny raz w "kanciapie" DHLu. Ponoc jakas kobita z upowaznieniami ma w trakcie nocnej zmiany sprawdzic prawdopodobne miejsce skladowania mojej przesylki. Ponoc jest mozliwe - w przypadku jej zlokalizowania - przekazanie jej jakims sposobem do hostelu lub bezposrednio na lotnisko. Ponoc maja sie odezwac tej nocy do mnie.
Mija 21:30. I nic. Jedyne pocieszenie, ze British Airways posdrednio potwierdzaja na swych stronach internetowych moje przypuszczenie, ze papierowy bilet nie jest konieczny do odprawy. Pytanie, czy te gwarancje beda rowniez obowiazywac w Limie na lot American Airlines. I czy pozniej w Miami i Londynie dam rade namierzyc kolejne loty bez biletu i jakiejkolwiek wydruku ze szczegolami dotyczacymi przesiadek.
DHL ma jeszcze 8 i pol godziny. Ja zas juz naprawde chcialbym byc w samolocie w drodze do kraju. Bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz